Kasia Baranowska, jedna z czołowych polskich zawodniczek CrossFit, dzieli się swoją fascynującą podróżą w świecie tej wymagającej dyscypliny sportowej. Od pierwszego kontaktu z CrossFitem w 2012 roku, poprzez intensywne treningi, aż po spektakularne sukcesy w zawodach – jej historia to inspirująca opowieść o determinacji, ciężkiej pracy i pasji.
W rozmowie Kasia odkrywa kulisy swojego treningu, dzieli się przemyśleniami na temat roli techniki w CrossFicie oraz opowiada o wyzwaniach, jakie stoją przed zawodnikami. Jej szczere wyznania dotyczące błędów popełnianych na początku kariery, a także refleksje na temat równowagi między byciem zawodnikiem a trenerem, rzucają nowe światło na tę dynamicznie rozwijającą się dyscyplinę.
Poznaj inspirującą historię Kasi Baranowskiej i dowiedz się, jak CrossFit zmienił jej życie i podejście do sportu.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałaś o CrossFicie w Polsce?
W czerwcu 2012. Szukałam czegoś w internecie co mogłoby urozmaicić moje monotonne treningi.
Wtedy trenowałam sztuki walki, chodziłam na klasyczną siłownię gdzie robiłam siłę, definicję, trenowałam tak jak to się robiło w siłowniach. To wszystko zaczęło mnie nudzić. Doszłam do wniosku, że w moim fitnessie nie chodzi o wygląd czy nawet o wygranie walki, tylko o coś czego jeszcze wtedy nie wiedziałam. Trafiłam na pierwsze filmiki z Chreasem Speallerem, którego uwielbiam, zobaczyłam co oni robią i pomyślałam: jakie to jest fajne, o a tego nie umiem, a co oni robią z tymi sztangami, wiosła? nigdy nie siedziałam na wiosłach. Pomyślałam, że to jest to, są nowe rzeczy, których nie znałam, nowe umiejętności które mogę nabyć. W tym jednym filmiku było dziesięć rzeczy, których nigdy nie próbowałam, więc warto zacząć je robić szczególnie, że to nie może być trudne. Jak się później okazało jednak było.
Trochę brak pokory?
Tak, ale takiej pokory sportowej. Wynikało to może stąd, że mi łatwo wszystko przychodziło: piłka nożna i siatkówka? Proszę bardzo. Techniczne sporty? No problem. I nagle trafiam na obóz crossfitowy organizowany przez Bartka Macka i chłopaków z Elektormocy w Giżycku w Centrum Przygotowań Olimpijskich. Tam zderzyłam się ze ścianą. Zwykły Air Squat był daleki od poprawności. Ja po prostu nic nie umiałam, kompletnie nic. Wiedziałam wtedy, że polubię się z CrossFitem.
To nie było crossfitowanie przed obozem?
W zasadzie to nie. Temat szybko się potoczył, pojawił się obóz i pojechałam. Ja mam bardzo techniczne podejście do sportów, więc jak nie wiem jak coś zrobić to nie idę na przypał, wolę pójść do trenera. Bardzo długo nie robiłam ciężarów. Proste rzeczy jak pressy, martwe ciągi to tak, ale zarzut czy rwanie, już nie. Miałam świadomość, że nie wiedząc jak to robić, prawdopowobnie nauczę się to robić źle, a to będzie już bardzo ciężko odkręcić.
Czyli obóz był punktem przełomowym w Twoim CrossFicie?
Tak, zdecydowanie. Już wiedziałam, że tutaj jest tyle trudnych elementów, że zajmie mi całe życie żeby się ich nauczyć. Pomyślałam sobie, że jesteśmy w domu.
Po obozie zaczęłaś ćwiczyć już w boxie?
Nie, jeszcze nie, to był sierpień, box w którym się znajdujemy obecnie i w którym zaczęłam ćwiczyć od samego początku otworzy się dopiero w styczniu. Pamiętam jeszcze, że przed otwarciem boxa, we wrześniu, odbyła się duża międzynarodowa impreza crossfitowa w Krakowie na rynku, na której Paweł Czaplicki zdobył trzecie miejsce, wśród kobiet wygrała Magdalena Andrzejewska, a Justyna Kojro była trzecia. Chciałam w nich wystartować, ale niestety dowiedziałam się o nich tydzień przed imprezą. Lista zgłoszeń była już dawno zamknięta i jedynie co mi pozostało to oglądanie relacji internetowej z tych zawodów. Nie udało się wystartować, ale wiedziałam już na 100%, że chcę trenować CrossFit.
Do otwarcia boxa trenowałam na siłowni w Szczytnie w oparciu o wiedzę zdobytą do tej pory. Cały czas byłam też w kontakcie z Bartkiem Mackiem, z moim serdecznym przyjacielem, który był źródłem wiedzy na temat techniki, ćwiczeń crossfitowych, oczywiście obok materiałów przeglądanych gdzieś na YouTube, na których wtedy CrossFitu uczyła się cała Polska.
Oficjalnie crossfitowanie w afiliowanym boxie zaczęło się tutaj, w CrossFit Mokotów, od stycznia, od pierwszego dnia otwarcia. Przyjeżdżałam raz na dwa tygodnie na treningi żeby poćwiczyć z chłopakami, żeby się czegoś nauczyć, no i żeby móc rzucać ciężarami na gumową podłogę.
Tak się zaczęły treningi, a zawody?
Pojawiły się w międzyczasie.
Czyli od razu wskoczyłaś na zawodniczy CrossFit?
Tak, i to był olbrzymi błąd. Targałam zdecydowanie za duże ciężary, a nie miałam odpowiedniej technik, zakres ruchów był niepełny, mobilność ograniczona. No i pojawiły się pierwsze kontuzje. Dzisiaj wiem, że gdybym wtedy była poprowadzona przez trenera lub trenowała w oparciu o wiedzę, którą teraz posiadam, to byłabym w zupełnie innym miejscu. Pamiętaj, że wtedy nie było żadnego systemu szkolenia crossfitowego w Polsce. Każdemu kto przeszedł do CrossFitu z innego sportu wydawało się, że jest zawodnikiem. Od razu chcieliśmy startować. Dodatkowo Ci co wtedy zaczynali, organizowali też zawody. To miało wymiar trochę koleżeński. W zasadzie to większość osób, która wtedy zaczynała została zawodnikami, trenerami lub właścicielami boxów.
Trenowałaś w Szczytnie i w Mokotowie?
Tak, wraz z WOD-ami, przyszły pierwsze zawody i nagrody: kettle, piłki, itd. Dzięki temu szybko skompletowałam sprzęt i mogłam trenować przede wszystkim w domu, w moim garażu. Przez wiele miesięcy trenowałam sama. Ciężko jest jak nikt Cię nie ciśnie. Nauczyłam się trenować sama, ale wiem też, że umknęło mi wiele funu. Tutaj muszę podkreślić, że bardzo wtedy brakowało mi grupy, wspólnych treningów, tego całego aspektu społecznościowego. Jak wbijałam do boxa, do chłopaków, to wiedziałam, że trenowanie w grupie, to jest ta właściwa droga w CrossFicie.
A kiedy przyszedł czas na trenowanie innych? Na zostanie trenerem CrossFitu?
Skończyłam AWF, byłam już wtedy trenerem i prowadziłam treningi grupowe i indywidualne. Od początku zdobywałam odpowiednie doświadczenie, brałam udział w kilku szkoleniach i kursach, badałam nowe metody treningowe na sobie z myślą o przekazywaniu tego dalej. Ja nie jestem typowym zawodnikiem, ja jestem trenerem. Lubię uczyć ludzi i dzielić się swoją wiedzą za darmo.
Miałaś wiedzę i doświadczenie trenerskie, więc co Ci dał kurs Level 1? Tylko certyfikat, oficjalny papier czy może coś więcej?
Podejście do CrossFitu, jak go uczyć i jak można skupić się na technice. Pokazał mi podejście do ludzi, sposób korygowania ich błędów. Relentness – być nieustępliwym, można ludzi korygować i wymagać od nich techniki. Metodyka – masz pięć minut na naukę przysiadu, jak to zrobić skoro w książce na temat metodyki uczenia przysiadu masz 15 stron? To mi dał Level 1, na to otworzył mi oczy. Utwierdził mnie też w tym, że ja jestem przede wszystkim trenerem. Ja dochodzę do tego teraz, wcześniej wydawało mi się, że jestem zawodnikiem, w czym utwierdzało mnie otoczenie i wyniki, które osiągałam.
Twój pierwszy WOD?
Grace, samą sztangą, na zawodach u Bartka w trakcie obozu.
Twoje mocne strony?
Lubię większość ćwiczeń gimnastycznych. Najbardziej box jumpy. Nie lubię burpees, ale jak są w workoucie, to wiem, że nie będzie źle.
A te słabe?
Wiosło, bo nie mogę powiedzieć, że ciężary. Ciężary uwielbiam.
Jak wygląda sprawa programowania? Kto układał Ci programy treningowe.
Szłam Misfitem. Ale teraz wiem, że o wiele za wcześnie. Szłam tym programem, kiedy jeszcze miałam duże braki techniczne. To nie był dobry kierunek. Mnóstwo skalowania i oczywiście osiąganie nie tych celów, które były zamierzone. Odradzam każdemu, kto ma duże braki w technice, żeby nie przechodził na tego typu programowanie. Najpierw niech poprawi technikę.
„Pracuj nad techniką”. Czy te słowa mogłyby być takim przekazem od Ciebie dla osób, które zaczynają przygodę z CrossFitem?
Dokładnie tak. Pracujcie z trenerami, którzy zwracają uwagę na technikę. Jeżeli mnie zapytasz o wyznacznik dobrego trenera, to jest tego mnóstwo: że motywuje, że jest bezpiecznie, ale przede wszystkim liczy się to, że zwraca uwagę na technikę i nie pozwala Twojemu ego rządzić na treningu. W moim rozumieniu najlepsze co możesz dać na zajęciach to praca nad poprawną techniką.
A jako zawodnik włączasz do treningów coś oprócz samych ćwiczeń, np.: pracę z fizjoterapeutą, dietetykiem, masażystą?
To są bardzo potrzebne rzeczy w treningu, łączą się one jednak z finansami, a na razie w Polsce trudno jest utrzymać się z bycia tylko zawodnikiem. Po prostu codzienność. Masz priorytety w życiu i wybierasz między spotkaniem z fizjo, a zakupami na obiad i kolację.
Od czasu do czasu korzystam z masażu relaksacyjnego po to aby zeszło napięcie z organizmu. Odżywianie musi być dobre – to podstawa u zawodnika. Korzystałam z usług dietetyka, ale tak naprawdę znam dobrze swój organizm i wiem czego mu potrzeba. Nie patrzę na posiłki przez pryzmat ile ma gram białka, czy węglowodanów. Nie mam diety pudełkowej z wyliczonymi kcal. Rozumiem i wiem, że dieta jest istotna i tego się trzymam.
Jesteśmy już po Open. Miałaś najlepszy wynik w Polsce wśród kobiet. Czy ten wynik Cię zaskoczył? Rozmawialiśmy przed Open i mówiłaś, że poprzedni rok był trudnym rokiem. Pojawiło się kilka spraw pozacrossfitowych, które nie pozwalały Ci skupić się na treningach. A tu proszę, taki wynik?
Przyznam szczerze, że ten wynik zaskoczył mnie i to bardzo.
Wysokie miejsce w Open 2016 utwierdziło Cię w przekonaniu, że masz potencjalną szansę na Regionalsy w 2017, że jak spokojnie przepracujesz ten rok to kto wie, może w 2017 zobaczymy Kasię Baranowską na Regionalsach? Ja bym chciał, a Ty?
Pojawiają się takie myśli. Czuję, że Regionalsy 2017 są w moim zasięgu, ale nie zacznę specjalnie przygotowywać się do nich, bo nie jest to moim marzeniem. Wiem ile wyrzeczeń się z tym wiąże i nie podejmuję ich. Nie będę się też oszukiwać, że połączenie pracy trenera na pełen etat i zawodnika na pełen etat jest możliwe. Ja czuję, że jestem przede wszystkim trenerem.
Który workout w Open 2016 był dla Ciebie najcięższy i dlaczego?
Najtrudniejszy, bo nie najcięższy, był trening z bar muscle up, ponieważ nie mogłam ich przez pewien czas trenować, ale już wszystko wraca do normy.
A przy, którym poczułaś, że tutaj będzie naprawdę dobrze, kiedy zobaczyłaś rozpiskę ćwiczeń?
Pomyślałam, że będzie dobrze gdy zobaczyłam trening 16.2.
Ile razy podchodziłaś do workoutów?
Do workoutow podchodziłam 2 razy. Pierwszy raz zawsze w piątek o 12:30 z regularną klasą. Bardzo dobrze mi było dzielić ten trud treningowy z klubowiczami. Było to zawsze mocne podejście oceniające możliwości i pozwalające oszacować, gdzie mogę pozwolić sobie na szybsze tempo, która część będzie najłatwiejsza, a gdzie potrzebna jest mocna głowa. Drugie podejście to zawsze poniedziałek, już z mała grupą wsparcia z Mokotowa, ale nigdy samemu. Trening 16.5 robiłam raz, w piątek. Wiedziałam, że nie będę go poprawiać. Raz, a dobrze wystarczyło.
Po ogłoszeniu workoutów w internecie pojawiają się wskazówki i tipsy, często od byłych zawodników, korzystałaś z nich?
Nie korzystałam z podpowiedzi trenerów dostępnych w internecie. Wolałam słuchać osób, które ten trening robiły ze mną. Bardzo pomocni byli moi przyjaciele z Moko Team. Moko Team to zawodnicy z Crossfit Mokotów, wielkie dzięki zwłaszcza dla Michała Zielińskiego, Bartka Macka – rozwaliliśmy te treningi razem. Bezcenne okazało się wsparcie dziewczyn z MokoTeam – Weroniki, Kasi, Marty, Doroty, drugiej Kasi i Asi Kundzewicz. Zresztą cały Mokotowski Crew – klubowicze i trenerzy, mocno we mnie wierzyli i dało się to odczuć.
Czułaś presję wyniku przed 16.5? Od niego wszystko zależało?
Presja dotycząca tego ostatniego treningu była wywołana przez crossfitowe otoczenie, udało mi się jednak zachować w głowie nastawienie, że robię to dla siebie i każdy wynik mnie zadowoli, pod warunkiem, że dam z siebie 100%. Jeśli to nie wystarczy żeby być The Fittest In Poland – to trudno, ale jak widać wystarczyło i bardzo się z tego cieszę.
Czym dla Ciebie jest CrossFit?
W tym momencie to nie wiem czym on jest dla mnie. W ciągu trzech lat był najpierw totalną fascynacją, gdzie poświęciłabym prawie wszystko byle trenować CrossFit, przez fazę zrozumienie, że aby być zawodnikiem trzeba trenować mądrze. Na pewno CrossFit był wyżej niż praca, czy sprawy związane z finansami. Ostatnio jednak doszłam do wniosku, że to CrossFit jest dla mnie, a nie ja dla CrossFitu. Mogę wziąć z niego ile potrzebuję i on daje mi dużo. Ja nie muszę nic, ja chcę się w nim odnajdywać, chcę startować w zawodach, ale na pewno nie muszę być najlepsza. CrossFit nie jest dla mnie sensem życia, to pewne. Natomiast zdecydowanie jest bardzo ciekawy i bogaty w wiele aspektów, których się uczę, ale też i dzielę z innymi moją wiedzą czy spostrzeżeniami.
Kasię znajdziecie m.in. na Instagramie: kasiabaranowskaa
korekta
Gregory Wega
Ostatnio zmodyfikowany: 1 sierpnia, 2024