Maciej Szczudrawa i Lucyna Kiszczak byli pierwszymi CrossFit Level 1 Trainer w Polsce. To jest historia Polskiego CrossFitu w najczystszej formie. To oni byli pionierami tego co mamy dziś. Z nimi wszystko się zaczęło. Rozmowa z Maćkiem to powrót do przeszłości.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o CrossFicie?
Nie mogę dokładnie sprecyzować daty, ale przypuszczam, że było to w 2009 roku. Pamiętam, że mój znajomy przyniósł mi wypaloną płytkę CD-R z kilkunastoma artykułami o CrossFicie do przeglądnięcia. Podejrzewam, że były to archiwalne materiały z CrossFit Journal.
Wcześnie. Pierwsze wrażenia?
Wtedy CrossFit zupełnie mnie nie zainteresował. Stwierdziłem, że jest to kolejny trening obwodowy, szaleńcze tempo, stacyjki, duża intensywność i niestety duża ilość urazów, która najczęściej brała się ze słabej techniki wykonywanych ćwiczeń.
Czy to znaczy, że w ogóle nie zainteresowałeś się CrossFitem? Czy może jednak jakieś jego elementy zacząłeś wprowadzać do swojego treningu?
Po przeczytaniu i przeglądnięciu materiałów o CrossFicie stwierdziłem, że nie jest to trening dla mnie. Dodatkowo wtedy symbolem CrossFitu był rzygający klaun, który zupełnie mnie odrzucał, co tylko mnie utwierdziło w tym, że nie tędy droga.
Kiedy w takim razie powróciłeś do CrossFitu?
Ponownie zainteresowałem się CrossFitem razem z Lucyną Kiszczak, kiedy jeszcze razem prowadziliśmy firmę „Twój trening”. Obserwowaliśmy rynek fitnessowy i widzieliśmy, że CrossFit dość mocno zaczyna rozwijać się na Zachodzie. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że dobrze byłoby zainteresować się tematem, ponieważ nikt nie zajmuje się nim w Polsce. Postanowiliśmy, że pojedziemy na kurs i zobaczymy jak to do końca wygląda.
Czy to znaczy, że w ogóle nie miałeś kontaktu z CrossFitem od 2009 do wyjazdu na kurs?
Niezupełnie. Wprowadzaliśmy elementy CrossFitu do naszego treningu i treningu z naszymi klientami, oczywiście z tymi sprawniejszymi, ponieważ WOD-y były bardzo wymagające. Pomyśleliśmy, że jeżeli już w treningu są obecne ćwiczenia crossfitowe, to wypadałoby wiedzieć coś więcej. Stąd pomysł na kurs CrossFit Level 1. Pojechaliśmy go zrobić do Londynu.
Który to był rok?
2011.
Wrażenia po kursie?
Tak naprawdę otworzył mi oczy. Doszedłem do wniosku, że sporty siłowe w moim wydaniu kulały jeżeli chodzi o metodykę. Natomiast CrossFit pokazał mi jak szybko można uczyć innych ludzi, szybkie podstawowe hasła, komendy, duży nacisk na technikę. To działało.
Byłeś chyba pierwszą osobą w Polsce z uprawnieniami CrossFit Level 1?
Z tego co wiem to tak. Razem z Lucyną Kiszczak byliśmy prawdopodobnie pierwszymi takimi osobami w Polsce.
A jak odebrałeś afiliowany box? Przypuszczam, że to był Twój pierwszy kontakt z miejscem, w którym ćwiczy się wyłącznie CrossFit?
Jadąc na kurs spodziewałem się spotkać z grupą ludzi, którzy tworzą swoje hermetyczne, zamknięte środowisko, społeczność z którą trudno nawiązać kontakt. Natomiast rzeczywistość okazała się zupełnie inna, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony otwartością ludzi, którzy brali udział w kursie. To była taka zbieranina ludzi z całej Europy, każdy z nich miał inną drogę do CrossFitu, to nie było tak jak się spodziewałem, że każdy z nich jest oddany jednej słusznej drodze jaką jest CrossFit i dieta Paleo. Wielu z nich traktowało CrossFit jak uzupełnienie swojego treningu, ćwiczyli 2-4 razy w tygodniu, w zależności od tego, czy mieli czas i możliwości. Każdy z nich był bardzo tolerancyjny wsłuchiwał się w opinię drugiego jak ćwiczy, jaką ma dietę, co działa, a co nie.
I co dalej?
Przez kolejne półtora roku to było siedzenie dzień w dzień nad materiałami, ćwiczenia, dokształcanie się, po to aby rozszerzyć swój warsztat, który okazał się mizerny w stosunku do tego, co powinno być.
W takim razie gdzie ćwiczyłeś?
Przez długi okres czasu ćwiczyłem na klasycznej siłowni, gdzie był jeden drążek, nad którym umieszczony był metalowy profil, który uniemożliwiał robienie muscle upów, nie było mowy o rzucaniu sztangami. W całym Krakowie udało nam się gdzieś znaleźć jeden, bardzo zniszczony pomost dla ciężarowców.
Mija półtora roku. Co dalej? Czy zacząłeś prowadzić zajęcia?
Tak naprawdę cały czas brakowało lokalu z przeznaczeniem dla treningów crossfitowych, więc w dalszym ciągu prowadziłem zajęcia w klasycznej siłowni.
Czy to już był CrossFit z prawdziwego zdarzenia, czy może jakieś jego elementy?
Starałem się wdrażać schemat CrossFitowy, ale nie zawsze było to możliwe. Jeżeli przychodził klient z dużymi ograniczeniami ruchowymi, to wprowadzałem na początek jedynie kilka metod crossfitowych. Z perspektywy czasu ,z osobami które pamiętają tamten okres mówimy, że to przypominało raczej zajęcia z WF-u.
A gdzie zaczęło się prawdziwe crossfitowanie?
W CF Kraków, czyli w miejscu, w którym się znajdujemy.
Zaczęliście prowadzić zajęcia crossfitowe. Jak ludzie, którzy przychodzili do Was na trening odbierali CrossFit?
Część z nich wiedziała już czego można spodziewać się po treningach crossitowych. Były to osoby, które ćwiczyły ze mną i Lucyną wcześniej na siłowni, w której prowadziliśmy zajęcia. Poza tym, pojawiały się cykliczne imprezy Reeboka z dużą finałową imprezą na rynku w Krakowie, związaną z promowaniem CrossFitu. Dzięki temu do CF Kraków trafiały osoby, które były świadome czym jest CrossFit.
Czy jako osoba posiadająca certyfikat Level 1 razem z Lucyną, brałeś udział w imprezach Reeboka promujących CrossFit?
Tak, naturalnie. Brałem udział tylko w lokalnych, krakowskich imprezach. Lucyna natomiast angażowała się bardziej i jeździła po całej Polsce. To były dwa rodzaje imprez. Jedne odbywały się na uczelniach AWF, a drugie zazwyczaj w rynku dużego miasta, tak jak w Krakowie. Imprezy odbywały się cyklicznie, miały charakter wspólnego treningu, po to aby przyciągnąć i zainteresować ludzi.
Jak to było zorganizowane? Czy to były zawody, wspólny trening?
Przed wszystkim miało to mieć charakter wspólnego WOD. Dla mnie było to dość trudne do prowadzenia. Program wyglądał tak, że nie miałem czasu uczyć ludzi poprawnej techniki. To przypominało takie nasze zawody na poziomie rekreacyjnym, challenge i jazda, napieprzamy. To było straszne kaleczenie techniki, dla mnie olbrzymi dysonans między tym, czego się uczyłem na temat poprawnego wykonywania ćwiczeń, a tym co widziałem. Pogarbione plecy, siłowe szarpanie po to, aby wyrwać jeszcze jeden rep. Ćwiczący dawali z siebie całe serce, ale jednocześnie ciało dostawało solidnie w kość. Pamiętaj, że praktycznie wszyscy na takie zawody przychodzili z marszu, większość ćwiczyła coś u siebie, usłyszeli, że jest taka i taka impreza więc chcieli sprawdzić, co to jest CrossFit, zmierzyć się i spróbować czy dadzą radę. Natomiast wyegzekwowanie jakiejkolwiek poprawnej techniki było kompletnie niemożliwe i dla mnie szalenie bolesne. Dlatego też nie byłem na wszystkich imprezach, nie jeździłem po Polsce. Miałem i mam troszkę inną wizję CrossFitu, średnio przepadam za zawodami, żeby nie powiedzieć, że za nimi nie przepadam zupełnie.
Ciekawe jest też to, że wtedy na tych zawodach startowało wiele osób, które w tej chwili są trenerami, czy właścicielami boxów.
Zgadza się. Wydaje mi się, że dużo osób, które pojawiły się na imprezach Drop Box, zostało przy CrossFicie i teraz są trenerami czy właścicielami boxów.
Minęło kilka lat od momentu, kiedy zacząłeś swoją przygodę z CrossFitem. Przez ten czas zdobywałeś doświadczenie, uczyłeś się, trenowałeś i prowadziłeś zajęcia. Czy coś zmieniło się w CrossFicie przez ten czas? Ja mam wrażenie, że CrossFit stale się rozwija, ewoluuje. Co o tym sądzisz?
Podoba mi się CrossFit, ponieważ jest systemem otwartym, jeżeli coś działa to zabieram to do systemu, udoskonalam, a to co nie działa, odrzucam. Są pewnie rzeczy, które CrossFit mógł robić od początku lepiej. Oczywiście każdemu można postawić taki zarzut. CrossFit bazuje na kilku fundamentach: dwubój i trójbój siłowy, gimnastyka, lekkoatletyka. Każdy z tych systemów ma doskonałą metodykę, którą można od razu wdrażać do sposobu nauczania crossfitterów. Natomiast jeżeli chodzi o ciężary, to wydaje mi się, że nie poszli w dobrym kierunku na samym początku i ten aspekt najbardziej się rozwinął i poprawił. Teraz widać, że te ciężary wyglądają zupełnie inaczej niż pięć lat temu.
A pamiętasz swój pierwszy benchmark?
Angie. Nie potrzebowałem dużo, w zasadzie tylko drążek. Pamiętam, że inni ćwiczący mieli pretensje i byli na mnie wściekli, że tak długo okupuję jedyny drążek na siłowni.
Wrażenia?
Czułem się po nim bardzo zmęczony i wyczerpany.
A technika przy podciąganiu? To był kipping czy może już butterfly?
Coś pośredniego 🙂 Ale wraz ze zmęczeniem, to było już dramatyczne kopanie nogami w powietrzu.
Masz jakieś ulubione ćwiczenia? Mocne strony, które pomagają Ci osiągać lepsze wyniki w WOD-ach?
Generalnie, teraz robię bardzo rzadko jakieś workouty, ponieważ staram się więcej ćwiczyć brazylijskie ju-jitsu w Akademii Fenix. Zauważyłem, że WOD-y nie do końca są zbieżne z tym co teraz robię, koncentruję się przede wszystkim na treningu siłowym, a nie na WOD-ach.
Dokończenie wywiadu już niebawem w dziale Crossfitowe Dinozaury.
korekta
Gregory Wega
Ostatnio zmodyfikowany: 31 lipca, 2024